wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 12

                                                                *Oczami Zayn'a*

- Harry, ja... ja... ja jestem czaro... HODOWCĄ KÓZ!!
- Pyzo ty moja, wszyscy wiemy że jesteś hodowcą kóz, co ci się dzieje?
- No wiesz, zawsze wstydziłem się tego miana. Bycie hodowcą kóz oznacza że jesteś w pewnym sensie biedakiem, no a ty jesteś miliarderem, więc uznałem że może ci to przeszkadza...
- Oj tasiemcu ty, przecież wiesz że nie jesteś żadnym pasożytem, kupuję ci wszystko dlatego że chce, a nie dlatego że nie masz hajsu - PROSTE.
- Oj no wiem, no wiem ale hajs zawsze trzeba mieć. Może załatwisz mi jakąś prace rapera, hmm?
- Wiesz, że skończyłem z tą świńską robotą! Założymy sobie wspólne gospodarstwo i będziemy w TEN sposób bogaci! Nie musisz aż tak się poświęcać.
- Jesteś wredny
- A ty arogancki! Nie zachowuj się jak noworodek! Chcę dla ciebie dobrze ty gówniarzu!
- Wyjdź
- Nie
- Tak
- Ok!!!!!!! Wrócę za kilka dni i tak mam się spotkać z kilkoma znajomymi, jak wrócę na stole ma być indyk po turecku!
- Jedziesz mnie zdradzić, przyznaj się!
- Sam kazałeś mi się wynosić!
- No cóż, zmieniłem zdanie!
- Ale ja nie, dobranoc pantoflarzu!
- Dobranoc!! I wiesz co!?!?! Nie upiekę ci tego indyka!

                                                                *Oczami Harry'ego*
To co zrobił ten gnojek było bardzo niepoważne, jak tak w ogóle można? Sam zaczął kłótnie i jeszcze mnie wygnał. Niegrzeczny kocur!!!!
Jechałem moim samochodzikiem bardzo szybko i nie patrzyłem na drogę, No bo hello to jest wieś, na pewno nikogo nie przejadę. Myślałem o początkach mojej kariery i o moim przyjacielu Claus'ie. Szkoda że już się nie kolegujemy, miał fajne buty ale nie zdążyłem ich pożyczyć. Nagle na drodze pojawiła się najwspanialsza koza jaka kiedykolwiek widziałem. Miała piękne oczy, a jej sierść.... ach, wydawała się miękka jak pupa naszego zmarłego niemowlaka. Nie zdążyłem zahamować i ją przejechałem. Zaczęła zmieniać się w człowieka i uciekła do lasu. Straciłem przytomność.
Obudziłem się w świetle reflektorów, a nie to tylko lampy. Po chwili leżenia w samotności przyszedł lekarz.
-Panie Styles, ostatnio często się widujemy. Tym razem jest pan bardzo poobijany i ma pan wstrząs mózgu.- Powiedział doktor wieśniak.
-Również miło pana widzieć, poinformował pan Zayn'a o moim stanie?
-Tak, już zaprzągł kozy powiedział i wyszedł z pokoju.
Ciekawe czemu przestał wieśniaczyć - pomyślałem. Pewnie był na jakiejś terapii...
Leżałem sobie spokojnie i liczyłem zadrapania na rękach. Gdy byłem przy 48 ktoś zapukał do drzwi.
- Kotlecie!! To ty?! <3 - do pokoju weszła średniego wieku kobieta w czarnych rurkach i białej koszuli.
- Kim jesteś? - spytałem
- Kobietą
- Widzę. Ale chodzi mi o zawód laseczko.
- Jestem przewodniczącą zrzeszenia kobiet czuwających nad świeżymi matkami. Jak tam wasze maleństwo?
- Zdechło
- Co?
- No zdechło. Wypadło nam z auta i umarło. Ale spokojnie, pochowaliśmy je i teraz spoczywa w pokoju. Znaczy pod ziemią, nie w pokoju! A z resztą, rozumie pani co miałem na myśli... - nagle babka naskoczyła na mnie, zakneblowała mi usta, a ręce i nogi związała łańcuchami.
- Poniesiesz karę za śmierć maleństwa! Spróbuj pisnąć choćby jedno słówko a przysięgam ci że dostaniesz z bata w dupę!
Posłuchałem jej i z milczeniem dałem się ciągnąć ku wyjściu ewakuacyjnemu. Wsadziła mnie do auta i odjechaliśmy w głąb lasu.